Książka "Moje skradzione życie" |
Gdyby „Moje skradzione życie” było powieścią, to uznałabym, że
autorka straciła umiar zsyłając tak wiele nieszczęść na swą Bogu ducha winną
bohaterkę. Los nie może być przecież aż tak niesprawiedliwy! Jednak wspomnienia
Renée Villancher nie są wynikiem fantazji, a
opowieścią o jej tragicznym życiu. Życiu, które było rezultatem miłości do
pięknego Iwana. Młoda Francuska wyruszając z rosyjskim mężem i ich córeczką do
Związku Radzieckiego miała obiecany raj. Obiecanki…
Na miejscu okazuje się, że Iwan nie jest takim człowiekiem,
jakim jawił się we Francji. Mąż staje się pierwszym źródłem koszmaru. Życie
w maltretowaniu psychicznym i fizycznym, w skrajnym ubóstwie, w beznadziei
powrotu do ojczyzny doprowadzą kobietę na skraj rozpaczy, do próby samobójczej.
Życie w komunistycznym kraju, gdzie każda osoba mająca jakikolwiek związek ze „zgniłym”
Zachodem może być uznana za wroga ludu, życie w rosyjskiej wiosce, gdzie
jeszcze w 2003 roku nie ma w domach bieżącej wody ani kanalizacji, gdzie rząd
przez kilka miesięcy potrafi nie wypłacać i tak niskiej renty (zatem nawet po rozpadzie ZSRR nie
można marzyć o podróży do Francji), to codzienność dla kobiety, której jedna
decyzja zaważyła negatywnie na całym jej dalszym życiu. Mało tego. Z 19 latką w
podróż podążyła jej matka, która zamierzała jedynie odwieźć córkę i pomóc
urządzić się jej w obcym kraju. Niestety, żelazna kurtyna zapadła za obiema.
Właściwie za trzema, licząc malutką Lubę.
Pociąg odwożący żołnierzy i ich rodziny do Związku Radzieckiego po II wojnie światowej (kadr z filmu "Histoire Une vie volée Cinquante sept ans sans revoir la France") |
Na youtube jest dostępny film o Renée i
pracy komitetu, który zorganizował jej wycieczkę do ojczyzny. Choć film jest w
języku francuskim, to potrafi poruszyć nawet osobę nie znającą tego języka.
Jego tytuł to „Histoire Une vie volée Cinquante
sept ans sans revoir la France”. Kobieta stanęła na francuskiej ziemi już jako staruszka po
57 latach. Marzenie życia spełniło się… Jednak czy może być ono pociechą po
latach smutku, jeśli trzeba powrócić do kraju, w którym nigdy nie poczuła się
„u siebie”?
Renée Villancher i jej córka Luba we Francji po 57 latach (kadr z filmu "Histoire Une vie volée Cinquante sept ans sans revoir la France") |
Ze względu na fakt, iż książka „Moje skradzione życie” jest
bezpośrednią relacją kobiety, której celem nie było samo w sobie pisarstwo, a przedstawienie
swojej historii (i nie została zredagowana przez żadną utalentowaną w tym
zakresie osobę), nie może ta pozycja podlegać kryteriom oceny jako sztuka.
Ocena książki to w głównej mierze skala zaskoczenia, emocji i współczucia,
jakie wywołuje ciężkie życie głęboko
nieszczęśliwej kobiety.
Wydaje nam się, że znamy sytuację na świecie, a tak naprawdę los poszczególnych społeczeństw, żyjących niemal po sąsiedzku, potrafi wywołać szok i niedowierzanie.
Serdecznie polecam książkę „Moje skradzione życie”. Mnie historia Renée Villancher skradła serce i pozostanie w nim na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz