Szlachetna pasja i nieskrywane tajemnice
bibliofila
Jak rodzi się miłość do
książek i pasja ich kolekcjonowania? Czy tak, jak u Leonarda Rosadzińskiego, autora
„Poszukiwacza”?
„Przeglądając
czy czytając książki słyszałem szelest przewracanych kartek, ich piękną muzykę
i czułem zapach starego papieru, podziwiałem kunszt dawnych introligatorów i
mistrzostwo typografów w posługiwaniu się ruchomą czcionką.”
Powyższe pięknie opisane
odczucia są znane niejednemu miłośnikowi książek. Sama podpisuję się pod nimi
obiema rękami.
Autor jest, jak sam siebie nazywa w tytule, poszukiwaczem. „Zdobycie rzadkiej czy unikalnej książki, która leżała sobie gdzieś w tajemniczym miejscu, dzięki własnej inwencji lub pomysłowości można nazwać odkryciem”. I rzeczywiście, czytelnik zostaje zabrany w podróż po świecie książek, po niesamowitych przygodach związanych z ich poszukiwaniem i zdobywaniem. To wszystko przeżywa się nie tylko z autorem, ale i w towarzystwie znakomitych innych bibliofilów, znawców poszczególnych tematyk, o jakich traktują ich zbiory, specjalistów z zakresu szeroko rozumianej historii książki, introligatorów czy antykwariuszy. Z tego względu celnie brzmiące rozszerzenie tytułu brzmi: „czyli niezwykli ludzie i stare książki”.
Wrażliwość nie tylko na słowo pisane, ale i na jego zewnętrzną powłokę, czyli książkę, miała swój początek, gdy młody Leonard był… dzieckiem, a zainteresowanie z biegiem lat nie wypaliło się, a wręcz rosło. To wtedy zaczął zbierać i zaczytywać się w opowieściach o morskich podróżach, o przygodach na Dzikim Zachodzie czy w fantastyce. Pierwsze rozdziały „Poszukiwacza” nie tylko dla Leonarda Rosadzińskiego, ale i również dla czytelnika są sentymentalną podróżą w czasie do książek z dzieciństwa. Autor już jako kilkunastoletni człowiek stawał się posiadaczem ciekawych tytułów i pięknych wydań z XIX wieku. Od młodych lat był stałym bywalcem poznańskich antykwariatów.
W czasach przed
wynalezieniem Internetu poszukiwanie książek miało zupełnie inny wymiar niż
dziś. Teraz siadamy przed komputerem, przeszukujemy internetowe serwisy, na
których każdy człowiek może wystawić przedmiot do sprzedaży, strony z lokalnymi
ogłoszeniami, przez które możemy w tej samej minucie napisać wiadomość do osoby
ogłaszającej się czy internetowe specjalistyczne aukcje bibliofilskie.
Bez takich udogodnień określenie „zdobycie poszukiwanej lub pięknej książki” miało głębsze znaczenie,
bo był to z reguły wynik naprawdę żmudnych działań.
Pan Leonard Rosadziński
musiał wykazywać się niezwykłą pomysłowością (ogłoszenia w gazetach i
czasopismach) oraz innowacyjnymi rozwiązaniami, jak na przykład własne ulotki
rozdawane na ulicy w czasach, gdy nikt nie słyszał o pojęciu „marketing”. Takie
sposoby zaowocowały niesamowitymi odkryciami i poznaniem ciekawych osób, jak na
przykład pisarza Longina Jana Okonia, autora serii książek „Tecumeh”. Zawierane były znajomości i przyjaźnie potrafiące przetrwać dziesiątki lat!
Sceneria jednej z poszukiwawczych przygód była rodem z dreszczowca, gdy właściciel książek na sprzedaż prowadził autora do piwnicy o długim, mrocznym korytarzu. Inną wspaniałą opowieścią było kupowanie książek na stryszku dawnej stodoły, gdzie wchodziło się po drabinie, a efekt takiej wyprawy w postaci cudeniek bibliofilskich przeszedł najśmielsze oczekiwania autora. Dzięki książce wraz z nim można poczuć ekscytację z okrywania unikalności pozyskiwanych ksiąg.
![]() |
Od lewej: śp. Marek Kulczyński, Tomasz Dziubiński, Leonard Rosadziński (źródło: profil na Facebooku pana Leonarda Rosadzińskiego) |
Sceneria jednej z poszukiwawczych przygód była rodem z dreszczowca, gdy właściciel książek na sprzedaż prowadził autora do piwnicy o długim, mrocznym korytarzu. Inną wspaniałą opowieścią było kupowanie książek na stryszku dawnej stodoły, gdzie wchodziło się po drabinie, a efekt takiej wyprawy w postaci cudeniek bibliofilskich przeszedł najśmielsze oczekiwania autora. Dzięki książce wraz z nim można poczuć ekscytację z okrywania unikalności pozyskiwanych ksiąg.
Niezwykle ciekawym doświadczeniem
były zdobycze znajdowane na skupach makulatury, jak na przykład czasopisma z
XIX wieku, XVII wieczny polski starodruk(!) czy pamiętnik z ilustracjami młodego człowieka, który zmarł w wieku 21 lat.
Pan Rosadziński uratował wiele pozycji o wartości historycznej. A ileż takich skarbów poszło na przemiał, gdy nikt nie zdążył ich wyszperać, gdy nie wyłapała ich troskliwa ręka bibliofila?
Pan Rosadziński uratował wiele pozycji o wartości historycznej. A ileż takich skarbów poszło na przemiał, gdy nikt nie zdążył ich wyszperać, gdy nie wyłapała ich troskliwa ręka bibliofila?
Poważne podejście do
bibliofilstwa doprowadziło Leonarda Rosadzińskiego do członkostwa i aktywnego
udziału w zacnym Wielkopolskim Towarzystwie Przyjaciół Książki.
Innymi skutkami
zainteresowania książkami były dodatkowe przedsięwzięcia, jakie w swoim życiu
realizował i realizuje autor. To między innymi tworzenie makiet dawnych galeonów,
wyhaftowanie wielkiego obrazu przedstawiającego panoramę Machu
Pichu, wyuczenie się sztuki introligatorstwa, otwarcie i prowadzenie przez małżonkę pana Leonarda antykwariatu „Rosa”
w Poznaniu czy stworzenie muzeum pod nazwą
Wystawa Rzemiosła Introligatorskiego (niestety, już nie istniejących).
Oprawa wykonana przez Leonarda Rosadzińskiego |
Choć przez postronnych „Poszukiwacz” może być odebrany jako laurka dla samego siebie (jaką zresztą obawę autor wyraża we wstępie), to nie takie było zamierzenie pana Rosadzińskiego i nie taki cel wynika z treści. Zapis swoich wspomnień i przebogatych doświadczeń wydanych w formie książki jest najlepszym sposobem zachowania ich dla pokoleń. Uważam, że każdy poważny bibliofil i specjalista w tej dziedzinie powinien wziąć przykład z pana Rosadzińskiego. Człowiek, który ma wiele wartościowych tematów do przedstawienia, nie powinien zachowywać tego tylko dla siebie i swoich najbliższych, ale dzielić się z innymi swoją wiedzą, doświadczeniem i ciekawymi historiami. Jak powiedział znajomy autora profesor Janusz Dunin: „Można zbierać bardzo wiele, ale co z tego wynika, gdy nikt tych zbiorów nie ma możliwości poznać, dlatego też jest potrzeba, aby z nimi wyjść na zewnątrz”.
Świadome kolekcjonerstwo to
nie tylko realizowanie pasji i dostarczanie sobie satysfakcji z posiadania
ulubionych i unikalnych książek, ale jest to też misja społeczna polegająca na ratowaniu i dbaniu o dziedzictwo
kulturowe. Znakomici bibliofile powinni mieć na uwadze, jak wielką wartość
merytoryczną będą miały dla przyszłych pokoleń opisy ich bibliotek. Tego typu
publikacje są pożądane.
W książce niektóre fragmenty zawierają długie
listy tytułów wraz z nazwą wydawcy i rokiem wydania. Są one solidną bazą dla miłośników literatury
popularnej z okresu międzywojennego oraz wydawanej w latach powojennych.
Niestety, nie służy to wczytaniu się w historię, ponieważ zmienia ton opowieści
i przerywa smaczną gawędę. Uważam, że gdyby zestawienia te były wyodrębnione z
głównego tekstu, to można byłoby się jeszcze bardziej rozsmakować w opowiadaniu.
Moje wrażliwe na szczegóły oko wychwytywało drobne błędy. Na szczęście występowały one sporadycznie. Muszę jednak o tym wspomnieć w - mam nadzieję - rzeczowej, choć subiektywnej, opinii.
Na uznanie zasługuje piękne wydanie na kredowym papierze i bogactwo zdjęć. Przyjemnie jest obcować z taką lekturą. Polecam ją każdemu miłośnikowi książek.
To jeszcze nie wszystko, bo…
to jest nie tylko książka o książkach i ich miłośnikach. Zaskoczeni? Powiem
Wam, co jeszcze wyniosłam z tej lektury.
Jest to historia o tym, jak
pasja ubogaca wewnętrznie, jak motywuje do zdobywania specjalistycznej wiedzy i
do poszerzania horyzontów. To opowieść o tym, że to nie profil szkoły czy kierunek
kształcenia muszą determinować główne zajęcie w życiu człowieka. To dowód na
to, że pasja jest w nas i warto iść za jej głosem. I niezależnie od
okoliczności tylko od nas zależy, czy będziemy ją realizować i dzięki temu czerpać radość z życia, czy czekać w nieskończoność, aż jakaś okazja
zainspiruje nas do działania. Nie łudźmy się, nic się samo nie zrobi. Pan Leonard Rosadziński pokazuje, jak wiele
można w życiu osiągnąć kierując się tym, co w sercu gra.
Miałam zaszczyt otrzymać
książkę „Poszukiwacz” od samego pana Leonarda Rosadzińskiego. Zaopatrzona jest
w dedykację, w której wymieniona jest moja strona internetowa „Książki ze
strychu”. Traktuję ten fakt, jako niejaką legitymizację bloga ;-) i zewnętrzny impuls
motywacyjny, który wysoko cenię na równi z tym, jak szanuję Autora.
---------------------------------------------------
Cytaty oraz zdjęcia nieopisane pochodzą z książki "Poszukiwacz" Leonarda Rosadzińskiego.
---------------------------------------------------
Cytaty oraz zdjęcia nieopisane pochodzą z książki "Poszukiwacz" Leonarda Rosadzińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz